Praktycznie stanowi to tajemnice handlowa wydawnictw, jesli tak im wygodnie. Co nie oznacza, ze zadne wydawnictwo nie udzieli Ci. takiej informacji. Rzecz jednak w tym, iz nie bedziesz miec gwarancji, ze informacja jest prawdziwa. Teoretycznie natomiast dane o nakladzie powinny byc w bazie ISBN. Opis Opis Nie zapomnij, że mamy dwa życia. Drugie zaczyna się, gdy uświadomisz sobie, że żyje się tylko raz. Lisa marzy, aby zostać aktorką. Ale smutna codzienność zmusza ją do pracy w barze na Manhattanie. Pewnego wieczoru poznaje młodego lekarza, Arthura Costello. Raz po raz los styka ich ze sobą, aż wreszcie zaczyna rodzić się między nimi uczucie. Ale Arthur nie jest taki jak wszyscy. W odziedziczonej latarni morskiej odkrył straszliwy sekret zamknięty za stalowymi drzwiami. Łamiąc złożoną obietnicę, zdecydował się otworzyć te drzwi. To, co za nimi odkrył, nie pozwala mu wieść normalnego życia. Dla Lisy Arthur zrobi jednak wszystko, aby przechytrzyć swoje przeznaczenie. Razem z ukochaną podejmą szaleńczy wyścig z bezlitosnym przeciwnikiem, którym jest… czas. "Musso dokładnie taki, jakiego uwielbiam! Jest tajemnica kryjąca się za surowym zakazem, budząca grozę zagadka z przeszłości, przeznaczenie, które nieubłaganie i w magiczny sposób kieruje losami bohaterów i ich uczuciami, a do tego… podróże w czasie. Mieszanka idealna. Polecam."Magdalena Witkiewicz, autorka powieści "Szkoła żon" i "Pierwsza na liście"Powyższy opis pochodzi od wydawcy. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Ta chwila Tytuł oryginalny: L'instant Present Autor: Musso Guillaume Tłumaczenie: Prądzyńska Joanna Wydawnictwo: Wydawnictwo Albatros Język wydania: polski Język oryginału: francuski Liczba stron: 320 Numer wydania: I Data premiery: 2016-08-03 Rok wydania: 2016 Forma: książka Wymiary produktu [mm]: 27 x 204 x 145 Indeks: 19675299 Recenzje Recenzje Inne z tego wydawnictwa Najczęściej kupowane
Efekty pracy ortodonty dr Anny Stach 10 tygodni i widać znaczną poprawę Pochwalimy się pełnym efektem leczenia za pewien czas www.kass-dent.pl
– Co do…! – syknął, wykrzywiając twarz. Chciał jej dotknąć ręką i wtedy się zorientował, że nadgarstki ma przywiązane do metalowego wezgłowia łóżka, na którym leżał, grubym sznurem godnym bez mała miana liny wczorajszą imprezę w klubie. Powrót w rzęsistym deszczu. Wypadek, bo samochód, który prowadził wpadł w poślizg. Na szczęście on sam wyszedł z tego prawie bez skąd ten ból głowy?! I kto go, do diabła, skrępował? W dodatku w łóżku?Wysilił pamięć i zorientował się, że pomiędzy wypadkiem, gdy wydostał się w końcu z rozbitego auta, a pobudką tutaj, w jego umyśle widnieje czarna dziura. Luka. Nicość. miał pojęcia, gdzie się znajdował i jak się tutaj znalazł. No dobrze, chyba nadal był w Polsce, ale co dalej? Wykręcił szyję i ignorując dokuczliwy ból, spróbował przyjrzeć się krępującym go więzom. Z niechęcią przyznał, że wyglądały solidnie. A ponieważ nie chciało mu się szarpać, zdecydował się zaczekać na rozwój sytuacji oraz pojawienie się szczęście nie musiał czekać był wzrostu siedzącego psa i miał czarną kominiarkę na głowie. Reszta stroju też była jednolicie czarna, dziwnie obszerna, jakby o kilka numerów za duża. Z owalnego otworu powyżej zakrytego nosa widać było duże oczy w kolorze dojrzałego agrestu, okolone długimi, ciemnymi z pewnością był kobietą. I to mało przyjacielsko usposobioną, bo patrzyła na niego groźnie, ponuro i z nietajonym gniewem. Ramiona skrzyżowała na wysokości piersi, nogi rozstawiła w rozkroku, aby dodać sobie powagi, jednak Żora nadal był bardziej zaciekawiony niż przestraszony.– No co? – spytał po polsku. Przez ostatnie trzy lata całkiem nieźle poduczył się tego języka, głównie podczas podróży z żoną szefa. Zaszczytne stanowisko osobistego ochroniarza pani Soroczyńskiej zobowiązywało. A teraz, gdy od dwóch miesięcy przebywał na przymusowym wygnaniu, było jeszcze lepiej. Zdradzał go tylko wschodni akcent.– Będzie seks? – kontynuował z pełną rozbawienia ciekawością. – Chcesz mnie zgwałcić? Szczerze mówiąc, nie mam nic sapnęła z oburzeniem.– Pogrzebaczem bym cię nie tknęła, kanalio! – pogroziła mu pięścią. Po polsku mówiła doskonale, czyli była miejscowa. Tylko na co takiej jak ona, ktoś taki jak on?– Pytam, bo innych zastosowań nie widzę.– Znajdą się żartownisiu, znajdą – oparła z satysfakcją. – Przypalanie, obcinanie, łamanie kończyn. Nawet kastrowanie mam w planach.– Ale dlaczego? – zdumiał się Żora. – Przecież nic nie zrobiłem!– Nie? Wstrętny Ukrainiec!– Ty tak na tle rasowym? – upewnił się. – Moja matka była Węgierką jakby co.– Koniec dyskusji! Leż tutaj i rozmyślaj o swym nędznym życiu – powiedziała, po czym drwiąco się zaśmiała i wyszła, zamykając drzwi na klucz.– Psycholka – mruknął Żora. Bać się nie bał, bo życie w cieniu wariata uodporniło go na innych szaleńców. No dobrze, skoro nic się nie wyjaśniło, nic nie zmieniło, to będzie musiał sam się uwolnić. Żeby tylko ta głowa tak kurewsko nie miał założone z niezwykłą starannością. Ale porywaczkę zgubiła grubość użytej do związania liny. Nie dała rady zacisnąć jej z całej siły. W końcu zziajany, mocno już wkurzony Żora, poluzował węzeł na jednym z nadgarstków i pięć minut później siedział na łóżku, masując obolałe ręce.– Teraz się policzymy, paniusiu – mruknął. Co prawda zarekwirowała jego broń, ale był pewien, że poradzi sobie i bez tego. Wstał, krzywiąc się, bo nadal świat dziwnie wirował, po czym podszedł do okna i uchylił gęstą jabłoń pokryta białym kwieciem. Trawka w odcieniu soczystej zieleni. W oddali zadowolony, krowi pysk, łypiący czule w jego stronę. Idealnie sielski się nie czynić hałasu, otworzył okno, wyskoczył przez nie, po czym zaczął skradać się w stronę widocznego w oddali po lewej stronie, ganku. Dom był drewniany, na solidnych, wylanych betonem fundamentach, porośnięty dzikim winem, otoczony przez różnego gatunku drzewa. Ładny, ocenił Żora i przykucnął za gęstym krzakiem jakiegoś zielska. Porywaczka stała przed domem, dyskutując z kimś zawzięcie przez telefon. Nie miała już kominiarki, ale z tej odległości nie dało się zauważyć zbyt wielu szczegółów. Prócz tego, że miała ciemne włosy.– …bane! Dostałam wolne, prawda? Co z tego? To znajdźcie kogoś innego na moje miejsce! Tak, właśnie tak. Niecierpiące zwłoki sprawy rodzinne – dodała z ironią, podczas gdy Żora skradał się za jej plecami. Zaatakował znienacka i ku swemu zdumieniu, od razu został powalony na ziemię i przyduszony damskim kolanem. A potem spojrzał prosto w wylot lufy pistoletu.– Nawet nie drgnij! – warknęła kobieta i potężnie dmuchnęła, chcąc pozbyć się opadającego na twarz kosmyka.– Umiesz się tym posługiwać? – spytał, patrząc na nią podejrzliwie.– Tak. Muszę odblokować – sprawnie wykonała swoje własne polecenie. – Wycelować i nacisnąć spust. Zapomniałam o czymś?– To nie jest moja broń.– Nie jest – zgodziła się, szeroko uśmiechając. – Ta jest moja. Służbowa – skłamała.– Służbowa? – Żora był coraz bardziej zaskoczony i zaciekawiony. Konkurencja nasłała na niego płatną zabójczynię? E, chyba nie. Tutaj, gdzie był całkiem obcy? Niby po co? Przez te dwa miesiące jeszcze nie zdążył narozrabiać. Uważnie obserwował twarz dziewczyny, notując w pamięci wszystkie szczegóły. Owalna, szczupła, delikatna jak u dziecka, z ostrym podbródkiem i zbyt szerokimi ustami. Chociaż i tak były apetyczne, kusząco wykrojone, jakby stworzone do pocałunków. Duże, teraz gniewne oczy, o niezwykle intensywnym odcieniu zieleni. Pozornie drobna sylwetka, chociaż kobiece krągłości odznaczały się nawet pod luźnym ubraniem. Ciemne włosy, lekko połyskujące miedzią, spięte w surowy kok, z którego wymknęło się kilka kosmyków. Nie, to nie była dziewczyna. To była kobieta. Nie potrafił określić jej wieku, ale wyglądała na kilka lat starszą od niego.– Dla kogo pracujesz? Złożyłbym oficjalne zażalenie i…– Akurat! – roześmiała się. – Raczej nie u mojego szefa. Ale dam ci namiary, jakbyś koniecznie chciał odwiedzić miejscową komendę.– No teraz to już będzie perwersyjnie – wyszczerzył zęby, po czym ich konfiguracja, ku wielkiemu niezadowoleniu kobiety, uległa zdecydowanej zmianie. Sapnęła, bo chłopak, z pozoru szczupły i smukły, okazał się wyjątkowo silny. – Skoro ty nie chciałaś, to teraz ja cię zwiążę i zamierzała się poddać. Udało jej się wyswobodzić jedno ramię, znów się przetoczyli po drewnianym ganku i właśnie wtedy rozległa się seria wystrzałów. Żora momentalnie stracił swą wesołość, bo napastnik, kimkolwiek by nie był, na pewno nie strzelał dla zabawy.– Do środka! – zarządził ostrym szeptem, po czym sam sprawnie wkulał się do wnętrza domu. Kobieta również i wtedy o drewnianą ścianę uderzyła kolejna seria.– Zaprosiłaś kogoś na imprezę?– Nie. – Zmarszczyła czoło. – Co to ma być?– Chodź! – machnął w kierunku przeciwległego końca. – Diabli wiedzą, czym jeszcze dysponuje napastnik, a te ściany są jak z papieru.– Mieliśmy szczęście… – zaczęła i momentalnie umilkła. On nie do końca je miał. Na białej koszulce widać było powiększającą się plamę krwi. – Postrzelił cię!– Drasnął. Nie ma czasu na rozczulanie się. Zbieraj dupsko!– Ale…– Ja pierdolę! Nic dziwnego, że my Ukraińcy tak dymamy polską policję. Takie niedojdy nigdy nam nie zaszkodzą.– Głupi palant! – Od razu odzyskała werwę. – Do piwnicy! Jest połączona z małą przybudówką, stojącą obok domu. Tam nie będą się nas się, lecz posłuchał. Mała piwniczka była pogrążona w półmroku i pachniała wilgocią. Kobieta otworzyła niskie drzwi, po czym sprawnie się przez nie przecisnęła. Dużo wyższemu Żorikowi przysporzyło to większych kłopotów. W dodatku obok bólu głowy, pojawił się jeszcze dokuczliwy i szarpiący ból ramienia.– Ale odlot! – stwierdził zachwycony, gdy faktycznie znaleźli się w czymś w rodzaju szopki na narzędzia.– Srodlot! – parsknęła, sięgając po leżącą na stercie kartonów koszulę. – Daj, chociaż ci to przewiążę.– Po co? To draśnięcie. Nie umrę nagle z powodu utraty krwi – zakpił, chociaż widać było, że rana daje mu się we znaki. – Poza tym sama rozumiesz, przyda się dodatkowy zastrzyk adrenaliny.– Jesteś szurnięty.– Ja? A kto mnie porwał i przywiązał do łóżka? Zaraz – zmarszczył brwi. – Złapałem gumę. To też ty?– Ja. Ale nie chciałam cię zabić. Myślałam, że jak wyjdziesz z klubu, to twoje auto będzie już stało na flaku. Wtedy bym ci zaproponowała podwózkę.– Cicho! – Błyskawicznie położył palec na jej ustach. Drgnęła, rzucając mu pełne niechęci spojrzenie, ale posłuchała. – Idą!Napastników było dwóch. Żora pomyślał, że wyglądają zabawnie, gdy tak skradają się, robiąc uniki i wymachując bronią.– Kurwa! Jest krew! Jak ją zabiliśmy, to szef nam kutasy poucina! – krzyczał jeden z nich, po czym z głośnym rykiem wpadł do domu. Potem dało się słyszeć już tylko huk wystrzałów oraz odgłosy ich niszczycielskiego działania, chociaż mężczyzna celował wyłącznie w sufit. Nie chciał zabić, ale nastraszyć. Karabin maszynowy terkotał, drugi napastnik czekał na znak pierwszego, po czym, gdy umilkły już strzały, podbiegł świńskim truchtem do kolegi.– Ale jaja! – szepnął zachwycony Żora. – Normalnie jak w kinie. Tylko popcornu brak.– Kretyn. Wiejemy? Szybko się zorientują, że nas nie ma. Jakieś sto metrów na prawo stoi mój samochód. Mam kluczyki – poklepała się potylnej kieszeni spodni.– A moja broń?– Została w środku. Olej.– Nie ma mowy. Jestem do niej przywiązany. – Jego twarz stężała i kobieta ze zdumieniem spostrzegła, że ma przed sobą zupełnie innego człowieka. – Siedź tu i się nie ruszaj.– Ale…– A ponieważ wybieram się na wręcz samobójczą akcję, to należy mi się bonus. – Pochylił się i przyciągając ją ku sobie, pocałował. Smakowała truskawkami i miętą. Szybko też wyrwała się z jego uścisku.– Sama cię, kurwa, zastrzelę za takie numery! – syknęła, ocierając ze wstrętem usta.– Czym? – zakpił. – Broń ci odebrałem. Procą?Zanim zniknął, zdążyła mu jeszcze pogrozić pięścią. Potem usiadła przy oknie, nasłuchując odgłosów walki. Na razie słyszała tylko przekleństwa tej dwójki od karabinów, nic poza tym. Chyba się zorientowali, że w domu nikogo nie drogą, co za kretyni. Przecież równie dobrze mogła wraz z chłopakiem wyskoczyć przez okno po drugiej stronie budynku i szukaj wiatru w polu. Logistycznie to były jakieś sieroty, nie W sumie to z niej też była słaba policjantka. Pracowała w tym fachu już od niecałych dwóch lat, ale jakoś kiepsko jej szło. Większość możliwości awansu ulatniała się w siną dal i Julita doskonale zdawała sobie sprawę, dlaczego. Pochodziła z tak zwanej dobrej rodziny. Naukowcy, artyści, pisarze, każdy po przynajmniej dwóch fakultetach. Zresztą oryginalne wychowanie przez długi czas nie pozwoliło jej na wypowiedzenie ani jednego brzydkiego słowa, przez co stała się powodem wielu kpin. W liceum jeszcze jakoś to znosiła, na studiach także, ale gdy niespodziewanie dla samej siebie postanowiła zacząć pracę w policji, uległo to niejakiej zmianie. Musiała jedynie uważać podczas kontaktu z ukochaną rodzinką, bo dla nich zwrot „kurczę blade” był już przekleństwem. Za to w pracy wypominano jej zbytnią delikatność i jakby na przekór sobie samej, zaczęła udawać odważną, pyskatą, zadziorną babę z jajami. No i ku utrapieniu rodziny, nie ona sama wybrała służby mundurowe. Jej młodszy braciszek również, porzucając w diabły świetnie zapowiadającą się karierę chyba za to ją obwiniano, że dała mu zły przykład.– Co tak cicho? – mruknęła pod nosem, ostrożnie wystawiając głowę. Faktycznie, nie było nic słychać, nawet przekleństw.– Hej, ty! – Dało się słyszeć od strony domu. – Możesz wyjść!Nie krygowała się głupio, tylko zrobiła to, co kazał. Ze złością spojrzała na poharataną kulami ścianę. Już ona sobie z nimi porozmawia! Najlepiej na komisariacie, pomyślała i od razu się zakłopotała. Super! Przyprowadzi dwóch bandziorów przed oblicze szefa, któremu godzinę wcześniej wmawiała, że wybiera się na pogrzeb. W zasadzie trzech, bo jej nowy znajomy też nie należał do grzecznych chłopców. Dawało się to zauważyć w jego oczach, które na pozór kpiące, potrafiły nagle zmienić się nie do poznania. Poza tym kto normalny nosi ze sobą taką spluwę, jak jego?– Masz ich…? – weszła do środka i od razu znieruchomiała.– Co to? – wyjąkała.– Trupy – odparł uprzejmie, czyszcząc nóż ścierką kuchenną. – Trzeci leży w krzakach, bo od niego zacząłem. To barany, nawet szkoda było na nich amunicji.– Tru… upy?– Zrozumiałem, że pracujesz w policji – przyglądał się jej z ciekawością. – Ale nie dopytałem o charakter tej pracy.– Mam stopień posterunkowej – odparła słabym głosem.– Ty?! Dobre! – roześmiał się. – Chyba że to jakiś specjalny wydział od walki z przestępczością zorganizowaną na bazarach? Wiesz, łapiecie babcie za nielegalną sprzedaż pietruszki, klientów za ścieranie nieatestowanym obuwiem zabytkowej płyty rynku.– Odwal się – zaproponowała słabym głosem, gapiąc się na dwóch osiłków z poderżniętymi gardłami. Co prawda słowa „odwal się” skierowane do mordercy nie były najlepszym pomysłem, ale Julita wciąż nie mogła uwierzyć, że on…– Zabiłeś troje ludzi – powiedziała, próbując oderwać wzrok od leżących bezwładnie ciał.– Miałem dobrego nauczyciela.– Kogo? Banderę?– Nie, ale zaręczam ci, że na większą skalę byłby jeszcze gorszy. Niestety, to już czas przeszły.– Zginął?– Gorzej. Ożenił się. Teraz jest zajęty zmienianiem ona na niego spojrzała. Takiej mieszanki osłupienia, grozy, gniewu i niedowierzania nie widział dotąd w niczyich oczach. W sumie to ładna z niej była kobietka, tylko taka sztywna.– Nie! – jęknęła nagle, wplatając palce we włosy i tarmosząc je energicznie. – Ja nie wierzę! Zabiłeś troje ludzi, z zimną krwią, bez wahania i jeszcze sobie żartujesz? Wiedząc, że jestem policjantką?! Czyś ty uciekł z jakiegoś zamkniętego szpitala dla wariatów?– Nie marudź. Głodny jestem – spojrzał znacząco w stronę kuchni. – Przygotujesz kanapki? Herbatką też bym nie pogardził.– Muszę cię aresztować – odparła drżącym głosem.– Ty mnie? A właśnie, po co mnie porwałaś?– Byłeś tu rok temu, w lipcu?– No byłem – przyznał uczciwie. – I co? Zaliczyłem cię po pijaku, a ty miałaś nadzieję na więcej?– Nie mnie, ale narzeczoną mojego brata. Przez ciebie porzucił doskonale zapowiadającą się karierę i wstąpił do wojska. Zmarnowałeś mu życie!– Nadal nie rozumiem – potrząsnął głową.– Konrad jest bardzo wrażliwym mężczyzną. Świado-mość, że ukochana go zdradziła, była dla niego nie do zniesienia. Na dodatek powiedziała mu, że jest mięczakiem, maminsynkiem i rzuciła parę innych, niezbyt przyjemnych określeń. Więc wstąpił do wojska.– I dobrze. Może się czegoś nauczy. Naprawdę porwałaś mnie z powodu miłosnego zawodu brata?– Przecież nic bym ci nie zrobiła. Trochę postraszyła i to wszystko.– Postraszyła? – Tym razem śmiał się z niej otwarcie. – Niby czym?– Muszę zadzwonić – powiedziała, sięgając po telefon. Ale tym razem przekonała się, jaki potrafił być szybki. Odebrał go jej bez najmniejszego problemu, po czym roztrzaskał o podłogę.– Żadnego dzwonienia.– Chciałam na pogotowie, ciebie trzeba opatrzyć, może któregoś z nich da się odratować – wskazała bezradnie na leżących napastników. Nadal nie mogła uwierzyć, że on ich mógł tak po prostu zabić.– Odratować? – przestał się śmiać i spojrzał na nią dziwnie. Po czym podszedł do pierwszego trupa i szarpnięciem uniósł jego głowę. Na szyi ukazała się szeroka, głęboka rana. – Serio?Julita pobladła. Nagle dotarło do niej, że wpakowała się w kłopoty. W poważne kłopoty. Szczupły chłopak okazał się nie tylko niebezpieczny. On był totalnie pokręcony!– Kim ty jesteś?– Turystą – odpowiedział po krótkim namyśle. – Jestem na przymusowych wakacjach i tak sobie zwiedzam. Przyjechałem trochę się rozerwać.– Rozerwać? – jęknęła.– Kolega prowadzi klub nocny w okolicy. Na zapleczu jest sala dla vipów, można się nieźle zabawić.– To nie jest pierwszy raz? – wskazała na nieboszczyków.– No co ty! – roześmiał się. – A wyglądam na amatora?– Czyli ciebie szukali?– Ależ nie, ciebie, kotku.– Skąd wiesz?– Jeśli jeden mówił do drugiego, że dziunię trzeba oszczędzić, ale jej fagasa można usunąć, więc to chyba ciebie.– Ale dlaczego mnie?– Może aresztowałaś babcię jednego z nich za nielegalną sprzedaż pietruszki…Nie zareagowała na jawną kpinę. Usiadła na pobliskim stołku, tępo wpatrując się w dwa trupy. Pracowała w policji, co prawda niezbyt długo, ale nie była przewrażliwioną histeryczką. Jednak on zabił tych ludzi z taką nonszalancją, z takim lekceważeniem, że do teraz nie mogła wyjść z szoku. Tym bardziej, że pan morderca wcale nie wyglądał groźnie. Był szczupły, wysoki, o ciemnoblond włosach, zaczesanych do góry i związanych z tyłu głowy. Cerę miał smagłą, twarz pociągłą, raczej delikatną, o prostym, wąskim nosie i kilkudniowym, elegancko przystrzyżonym zaroście, który nie zdołał zamaskować blizny na dolnej części lewego policzka. Najbardziej zwracały uwagę jego oczy i usta. Górna warga była wykrojona w szczególny, bardzo wyrazisty sposób, a w brązowych oczach dawało się dostrzec złociste iskierki. No właśnie, te oczy. To w nich tkwił jego urok.– Mnie też zabijesz? – spytała w końcu drżącym głosem, podczas gdy on przyglądał się swojemu ramieniu.– Ciebie? A po co?Prostota tej logiki była tak wielka, że aż nie zrozumiała.– No bo… – zaczęła. – Bo…– Pomożesz mi? Trzeba to zdezynfekować i opatrzyć. A potem się stąd ulotnimy. Cholera wie, jakich jeszcze gości będziesz miała.– Zgoda, jeśli chodzi o i pomogła mu zdjąć koszulkę. Ciało miał całkiem niezłe, wysportowane, brzuch umięśniony, ale nie spodobały jej się tatuaże. Pokrywały połowę torsu, plecy i ramiona. W ogóle Julita nie cierpiała takich rzeczy, a te tutaj były drapieżne i prowokujące. Nawet odrobinę zachodziły na kark, czego wcześniej nie zauważyła.– Będzie szczypało – powiedziała, sięgając po schowaną w szafce wódkę.– Dawaj! – Wyjął jej z rąk butelkę, po czym pociągnął łyka i dopiero wtedy polał ramię. Syknął coś niecenzuralnego, ale tylko tyle. – Masz jakiś bandaż?– Mam wszystko, co potrzebne. – Z szafki w rogu pokoju wyjęła duże pudełko.– No właśnie. Tak w ogóle, to gdzie mnie wywiozłaś?– To domek letniskowy moich rodziców. Usiądź tutaj – wskazała na stołek.– Spore ryzyko, skoro naprawdę jesteś policjantką.– Żadne ryzyko. Postraszyłabym cię i to wszystko. Nawet byś mnie nie poznał.– A! Stąd ta kominiarka. No nie wiem – zmrużył oczy. – Ja bym cię poznał.– Nie sądziłam, że tak szybko się uwolnisz. Wogóle miałam użyć kajdanek, ale zostawiłam je w domu.– Nie o tym mówiłem.– A o czym?– Ciężko zapomnieć takie oczy jak twoje.– Tak? – wydawała się być zaskoczona. – Dlaczego?– Typowa baba – prychnął. – Od razu domaga się komplementów.– Niczego się nie domagam – rozzłościła się, mocując końcówkę bandaża. – Pytałam, normalnie, jak na nią przenikliwie.– Bo masz piękne oczy. Ich kolor, kształt, te długie, zakręcone rzęsy. Naprawdę że skończyła opatrunek, bo totalnie ją zatkało. Siedziała naprzeciwko mordercy, chłopaka młodszego od niej o kilka lat, a on opowiadał o jej pięknych oczach. Życie bywało zwariowane, ale żeby aż tak?– Gotowe – powiedziała zdławionym głosem. A wtedy on uniósł dłoń i delikatnie dotknął jej policzka. Potem zwinne place przesunęły się niżej i obrysowały kontur ust.– Przestań! – odtrąciła jego rękę z niechęcią. – Zaczekaj tutaj, znajdę coś do na nią bystro, lecz nic nie odpowiedział. Julita poszła na górę i zaczęła przeglądać szafy. Trochę czasu jej zajęło, zanim znalazła kilka koszulek. Wybrała jedną, sądząc, że będzie pasować, po czym znów zeszła na dół.– Hej ty! – krzyknęła, bo kuchnia była pusta. – Gdzie jesteś?Na początku myślała, że może poszedł do łazienki. Jednak kwadrans później zrozumiała, że po prostu się ulotnił. Zostawił tylko jej broń na blacie kuchennej szafki. I trzy to dopiero będzie musiała się ze wszystkiego tłumaczyć!Siedziała przy swoim biurku, patrząc z niechęcią na szalejący za oknem żywioł. Co prawda lato było niezwykle upalne i w zasadzie to powinna się cieszyć z odrobiny deszczu, ale Julicie wcale nie było do nieznajomy okazał się niezwykle sprytny. Nie pozostawił po sobie niczego, co pomogłoby go zidentyfikować. Dosłownie niczego. Za to ona wpadła w kłopoty. Na dodatek musiała skłamać. Nie mogła się przecież przyznać, że przebiła oponę w jego aucie, potem ogłuszyła go i porwała, aby przywiązać do łóżka. Wściekła, zarumieniona ze wstydu, opowiedziała bajeczkę oprzygodnym seksie i że tę sielankę zakłóciło pojawienie się trzech nieznanych jej typków. Co do reszty, to już na szczęście mogła powiedzieć tylko prawdę. Chociaż i tak dziwnie na nią kim byli napastnicy, bo figurowali w bazie, alenie miała bladego pojęcia, czego od niej chcieli. Nie miała też pojęcia, kim był ten chłopak i to znacznie bardziej doprowadzało ją do szału. Jedynym szczęściem w nieszczęściu było to, że podobna sytuacja się nie to pojawił się inny problem. Rodzice uparli się zeswatać ją z takim jednym, co wpadł w oko tatusiowi, robiąc oszałamiającą karierę naukową. Niestety, tylko tatusiowi, bo Julita na propozycję zaaranżowanej randki reagowała rozmaicie. Najczęściej zbywała temat milczeniem, ale coraz słabiej znosiła presję najbliższych. Wiedziała, że robią to dla jej dobra, ale nie był to wystarczający zawibrowała, a na ekraniku ukazało się słowo „mama”. Westchnęła i odebrała, przygotowując się do kolejnej batalii.– Cześć – powiedziała bez entuzjazmu. – A tak, nie zapomniałam. Już kupiłam. Jest wystrzałowa – zgrzytnęła zębami, wygłaszając kolejne kłamstwo. Rodzice za trzy dni mieli trzydziestą piątą rocznicę ślubu i z tej okazji organizowali huczne przyjęcie. – Nie, nie mam ochoty, aby Marek mi towarzyszył. Zresztą, ojciec i tak go zaprosił, więc o co chodzi?Pięć minut później otarła pot z czoła. Bitwę wygrała, ale co do całej wojny to miała przeczucie, że będzie o wiele trudniej. Mareczek skakał wokół jej matki niczym doskonale wyszkolony piesek, miał na koncie trzy fakultety, jeden doktorat, ajego ojciec został właśnie wiceministrem w rządzie. Był inteligentny, wykształcony i dobrze wychowany. Słowo „kurwa” z pewnością nie przeszłoby mu przez gardło, już prędzej by się nim zadławił. Co dowyglądu, to bynajmniej nie był brzydkim mężczyzną. Julita sama nie wiedziała, dlaczego jego kandydatura budzi w niej tak zdecydowany sprzeciw.– Muszę pójść na zakupy – mruknęła. Bo musiała. Ostatnio jeszcze trochę zeszczuplała i sukienki, jakie posiadała, dziwnie na niej wisiały. Przydałaby się też wizyta u fryzjera. I kosmetyczki. Westchnęła, bo niezbyt pałała miłością do typowo damskich upodobań. Spojrzała na zegarek. Jeszcze dwie godziny i będzie mogła się ulotnić. Pojedzie do centrum handlowego, kupi jakąś kieckę i wróci do domu. Przygotuje sobie pełną michę nachosów, do tego zimne piwo i jakiś wyjątkowo krwawy film, gdzie trup ścieli się gęsto, a posoka tryska na wszystkie strony. Może to poprawi jej humor?– Litka? – Do pokoju zajrzał kolega. – Zbieraj dupsko, jedziemy! Wezwanie z Awenidy.– Centrum handlowe? Znów ktoś ukradł batonika? – spytała kwaśno.– Nie, pobili właściciela siłowni na piętrze.– Serio? – spojrzała na Damiana podejrzliwie. Przypadkowo wiedziała, o kim mowa. – Tego mięśniaka? Niby kto? Dywizjon Komando Foki? Drużyna Avengersów?– Chodź, nie marudź. Zrobimy co trzeba i możemy pójść do domu.– Nie dziwię się, że ci spieszno dodomu. Ile to już czasu?– Miesiąc po ślubie – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. – Dalej Litka, może po drodze też uśmiechnie się do ciebie szczęście i znajdziesz tego jedynego? Może jakiś muskularny przystojniak, trenujący w pocie czoła miotanie cegłami?– Z tej rzeźni? Zapomnij! Gdzie moja klamerka?Damian zachichotał. Już dwa razy byli na interwencji w wyżej wymienionym przybytku i już przy drugiej wizycie Julita zabrała ze sobą klamerkę, twierdząc, że intensywność zapachów przekracza granice jej tolerancji.– Konkretnie o co poszło? – spytała, gdy już wsiedli do samochodu.– Znasz Łysola, pchał łapska pod kieckę jakiejś panienki i znalazł się obrońca.– Nie znam żadnego Łysola – parsknęła złością. – I nie wierzę w tajemniczego obrońcę. Nie wtych popapranych czasach, zwłaszcza w starciu z tą górą mięśni.– Pesymistka. Ja bym bronił swojej Martusi.– Ty masz broń iczarny pas w karate. A i tak nie wiadomo, czy wyszedłbyś żywy z tego starcia. Dlatego nie wierzę w jedną osobę, musiało być ich co najmniej tuzin.– Ochroniarz też dostał po pysku.– Serio? – Tym razem się roześmiała. – No nareszcie ktoś zrobił to, na co ja miałam od dawna ochotę. Spiszemy zeznania, ale zapomnij o moim zaangażowaniu.– Dobra, tylko cicho. Podjedź tam. Leje, więc lepiej będzie zaparkować pod zaparkowała, po czym oboje wysiedli i lekceważąc windy, udali się naostatnie piętro, gdzie mieścił się najbardziej znany, najdroższy i wyjątkowo szemrany fitness klub w mieście.– Sierżant Damian Łęcki i posterunkowa Julita Grodzka – przedstawił ich Damian wzburzonej panience w recepcji. – My w sprawie pobicia.– Tam, tam – machnęła w głąb pomieszczenia. – To prawdziwy szok! Szef przeżył załamanie psychiczne! – wyjęczała, a Litka o mało co nie wybuchła śmiechem. Szef i załamanie psychiczne? To ci dopiero dowcip!Ale przestało jej być do śmiechu, gdy zobaczyła ofiarę. Prawie dwumetrowy facet, szeroki w barach niczym tur, leżał na sofie, głośno pojękując. I było to w pełni uzasadnione, bo twarz miał całkiem zmasakrowaną.– Jest źle? – spytał Damian ratownika, który usiłował założyć prowizoryczny opatrunek na poharataną dłoń.– Złamany nos, wybite trzy zęby. O jego przyrodzeniu to już lepiej nie będę wspominał, ale powiem tylko, że czeka go długa rehabilitacja. Ochroniarz ma dwie rany od noża, na szczęście niezbyt głębokie i złamaną szczękę.– Z kim oni do diabła mieli do czynienia? Z buldożerem? – Julita nie ukrywała swego zaskoczenia. – Są tu kamery? Macie nagrania?– Mamy – odezwał się głos za ich plecami. – Już je obejrzałem. Witam. Jestem menagerem klubu. Szymon Ogiński.– Widać na nich napastników?– Napastnika, droga pani, napastnika.– Jednego? – Oboje z Damianem wytrzeszczyli oczy.– Jednego. Jakbym, kurwa, oglądał pierdolony, amerykański film, taki skubaniec był zwinny i silny! Niby chudzina…– Chcę obejrzeć te nagrania! – syknęła Litka, tknięta dziwnym przeczuciem. – Szczupły, wysoki blondyn? Półdługie włosy, brązowe oczy?– No, w oczy to ja mu nie patrzyłem, ale reszta się zgadza.– O ja chrzanię! – wyjęczała, podczas gdy Damian patrzył na nią podejrzliwie. – Pamiętasz tę moją przygodę w domku letniskowym?– Przygodą bym tego nie nazwał.– Nieważne. Ale to opis mojego pana tajemniczego.– Tego od seksu na jedną noc? – ucieszył się kolega. Na szczęście nikt nie słyszał jego słów, bo właśnie szli do pokoju ochrony, aby obejrzeć nagrania.– Tego – potwierdziła ponurym tonem rację. Poczuła też niechętny podziw. Tak sprawnie poradził sobie z przeciwnikami, że zasługiwało to niemal na nagrodę. Zwłaszcza, gdy wzięło się pod uwagę ich gabaryty. Chociaż nie, wzrost mieli podobny.– To on – westchnęła Litka. – A możemy wiedzieć o co poszło?– Aaaa… Taka mała różnica zdań – bąknął nie bardzo był skoro do rozmowy na ten temat. Zrobili co mogli, po czym postanowili wrócić na komendę.– Muszę do toalety – syknął Damian, rozglądając się dookoła. – Martusia wczoraj zrobiła leczo i chyba przesadziła z przyprawami. Zaczekasz?– Tak – roześmiała się Litka. – Tylko na jednej nodze. Ja tu sobie gdy jej partner umykał wzdłuż korytarza, stanęła przed wystawą najbliższego sklepu. Niestety, był to akurat salon sukien ślubnych, co wprawiło ją w minorowy nastrój. Z coraz większym niezadowoleniem gapiła się na białe cuda kunsztu krawieckiego, kiedy tuż obok rozległo się głośne chrupnięcie. Julita powędrowała wzrokiem po szybie i od razu go spostrzegła. Stał za jej plecami, niecały metr dalej i z apetytem zajadał loda. Momentalnie jej dłoń powędrowała w kierunku broni.– E, e! Nie miał na sobie sprane dżinsy, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. Na czubku głowy okulary, w oczach ten sam kpiący błysk.– Palant! – rzuciła od serca. – Wiesz ile kłopotów mi przysporzyłeś?– Ja? Wolałabyś, żeby cię zabili? – uniósł zaskoczony brwi.– Wolałabym, żebyś ty ich nie zabijał.– Bo?– Ręce opadają – westchnęła. Ale po broń już nie sięgała. Przypomniała sobie nagranie i stwierdziła, że nie ma najmniejszych szans, nawet gdyby do dyspozycji miała bazukę, wyrzutnię rakiet i tuzin karabinów maszynowych.– Masz ochotę na kawę?– Nie. Jestem na służbie.– No, widzę – uśmiechnął się szeroko. – To może mały lodzik? – dodał, puszczając oczko.– Jestem na służbie – powtórzyła, akcentując każde słowo. – I zaraz wróci mój partner.– Ten słodki blondasek?– Ten słodki blondasek ma czarny pas w karate.– Serio? W jakiej kategorii? Przedszkolnej?Zgrzytnęła zębami z bezsilnej złości. Po czym odwróciła się od wystawy i oparła o barierkę, patrząc w dół, na snujących się po korytarzach galerii ludzi. Niestety, słusznie przypuszczała, że on nie odpuści. Bezczelnie stanął za jej plecami, obie dłonie położył na metalowej poręczy i lekko się pochylił.– Wiesz jak cholernie seksownie wyglądasz w tym mundurku?– Wiesz, że mam ochotę wybić ci zęby? – Jakoś nie spodobała jej się tak wymuszona bliskość. Zwłaszcza, gdy zrobiło jej się tak dużo. Prawie się o nią oparł, zakleszczając w niby neutralnej pozycji.– Dasz się zaprosić na randkę?Gdyby w tej chwili nastąpił koniec świata czy na szklanym dachu wylądowałoby ufo, Litka nie byłaby bardziej zaskoczona.– Randkę? – spytała, po czym obróciła się przodem do przeciwnika. I od razu tego pożałowała.– Kolacja, spacer, seks. Niekoniecznie w tej kolejności – dodał z diabelskim błyskiem w oku.– Nie ma mowy! Jesteś za młody, nie w moim typie, a poza tym nie dogadalibyśmy się na polu zawodowym. Ja i ty – dźgnęła go w pierś – to bardzo kiepski pomysł.– A po cholerę mielibyśmy się dogadywać? Chodzi o seks. I dlaczego nie jestem w twoim typie?– Ile masz lat, gagatku?– Dwadzieścia cztery.– No właśnie. Ja o cztery więcej. Poza tym jestem policjantką.– Serio? – zakpił. – No patrz! W życiu bym się nie domyślił. Ale to dobrze. Masz kajdanki?– Tak – zmarszczyła czoło, kładąc obie dłonie na jego torsie. – Odsuń się.– Bo?– Bo mnie się ta sytuacja wybitnie nie podoba. I jestem na służbie. Powinnam cię też aresztować za atak na właściciela klubu fitness. O tamtych trzech trupach nie wspominając, ale nie mamy dowodów, więc pewnie byś się wyłgał.– No co ty? Mnie? – Teraz już otwarcie się z niej śmiał. – Nie miałbym szans w starciu z takim kolosem. I co? Może jeszcze mi powiesz, że go pobiłem?– Mamy nagrania! – oświadczyła z triumfem.– Co z tą randką? Jesteśmy umówieni?– Nie! – odparła ze złością. – Żadnych smarkaczy w moim życiu! I odsuń się w końcu, bo dorzucę oskarżenie o na nią dziwnie, ale w jego oczach nadal dawało się dostrzec kpinę. Potem szybkim, zwinnym ruchem chwycił Litkę za spięte w kucyk włosy, odchylił głowę do tyłu i pochylając się, pocałował. Wyłącznie po to, aby jeszcze bardziej ją rozzłościć. Ślicznie wtedy wyglądała, chociaż ponoć złość urody nie dodaje. No i uwielbiał ten truskawkowy posmak jej ust.– Ty…! – krzyknęła, gdy tylko zdołała go odepchnąć.– Do zobaczenia wieczorem! – pomachał ręką i błyskawicznie wmieszał się pomiędzy wrócił Damian, zdążyła jeszcze posapać ze złości.– Litka? – zdumiał się kolega. – Coś się stało? Wyglądasz jakbyś chciała mnie zamordować.– Nasz pogromca Łysola się zjawił.– Tutaj?– Tak.– I co? Co zrobiłaś?– A co miałam zrobić? – warknęła. – Tych dwóch osiłków nie dało mu rady, więc niby ja miałam dać? Wracamy na komendę, chcę się przebrać, pójść do domu i nie zaprotestował. Życie nauczyło go, że z wściekłymi kobietami się nie jednak nie wróciła do domu. Gnębiona poczuciem obowiązku, odwiedziła kilka sklepów, kupiła parę drobiazgów, skusiła się na seksowną, czerwoną bieliznę i na końcu wybrała sukienkę. Nic szczególnego, mała czarna, dekolt w łódkę, długość za kolano. Przyzwoita, tylko tyle mogła o niej powiedzieć. Ale nie zależało jej na własnym szałowym się po stromych stopniach kamienicy, po drodze wstąpiła do mieszkającej piętro niżej przyjaciółki, na lampkę wina, kilka plotek i aby pochwalić się zakupami. Irmina ucieszyła się i zażądała osobistej prezentacji zakupionych cudeniek. Po czym wręczyła Litce pudełko, elegancko zapakowane w serduszkowy papier.– To dla ciebie, kochanie, na urodziny.– Mam pojutrze.– Tak, ale ja wyjeżdżam. Będziesz się dobrze bawić pod moją nieobecność – mrugnęła porozumiewawczo.– Bawić? – Litka zachichotała. – Aż się boję otworzyć i sprawdzić, co jest w środku.– Możesz to zrobić w samotności swego mieszkania. A jakby co, łatwo znaleźć lepszy model.– Irmina! Zboczona babo! Chyba wiem, co całą butelkę czerwonego wina, w międzyczasie podziwiając prezent, po czym Litka postanowiła pójść do siebie. Trochę było ciężko, ale świat stał się zdecydowanie piękniejszym miejscem, chociaż tak dziwnie wirował i wirował. Ponieważ swoją bluzkę ubrudziła winem, ubrała pożyczoną od Irminy luźną koszulę, narzucając ją na fikuśną bieliznę, a spodnie i buty wepchnęła do torby. Pudełko wsadziła pod pachę i w duchu błogosławiąc litościwą poręcz, wdrapała się piętro wyżej. Po kilku próbach, trafiła w końcu w zamek i z ulgą weszła do środka.– Co tak pachnie? – mruknęła, pociągając nosem. – Czyżbym miała omamy?Torby zostawiła przy wejściu, torebka zsunęła się jej z ramienia, ale pudełko z prezentem dzielnie dzierżyła pod pachą. Na paluszkach, starając się zachować maksimum ostrożności, zakradła się do własnego salonu i światło świec, delikatna muzyka gdzieś w tle, stół nakryty dla dwojga i ogromny bukiet czerwonych róż.– Cholera! – jęknęła. – Pomyliłam mieszkania czy co?– O! – Z kuchni wyjrzał najwyraźniej zadowolony z siebie, jej dobry znajomy. – Kolacja prawie gotowa.– Że co? – Nadmiar wina nie pozwolił tak od razu zebrać myśli.– Kolacja – wyjaśnił cierpliwie. – Mamy randkę, pamiętasz?– Eee… Randkę? – Chciała unieść ramiona, by wpleść palce we włosy i wtedy pudełko z hukiem wylądowało na podłodze. A ponieważ wcześniej zdążyły je z Irimną otworzyć, to teraz wieczko zsunęło się, a pod nogi Żory potoczył się ogromny, lśniący czernią zrobiła się równie czerwona, jak bielizna figlarnie wyglądająca zza niedopiętej koszuli.– Wolałbym najpierw wykorzystać własny sprzęt – zakpił. – Ale twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Marcyś presents The Best of - Taka chwilaPiosenka na lato, zbierajcie te chwile na późniejŚpiew, tekst &muzyka - MarcyśNagranie, produkcja i klawisze: [Verse 1: Peja] Ten erotyk będzie hulał we wszystkich polskich sypialniach Ze mnie nie jest Barry White tylko z SLU Gang wariat Lecz potrafię cie jak on rozgrzać, potem porzucić Miłość ala Marvin Gay, ty nie możesz się dziś smucić To jak złoty kop co powala na kolana Gdy już dojdziesz możesz wrócić numer duć kochana Kilka chwil do rana wykorzystaj swoja szansę Słodkie tabu jak Sade, takie z podwójnym orgazmem [Verse 2: Sandra] Milczę, chce krzyczeć Serce słyszę oddech krótka chwila Nie pozwól jej przemijać weź mnie co chcesz Samotność mnie zabija Przy mnie będziesz prawdą Odsłoń swe oblicze Nagie ciało moje W lustrze twe odbicie Gładzę twoja twarz czerwonym paznokciem ... aż poczujesz ten dreszcz Sprawie że za chwilę znów Pomyślisz by mnie mieć [Hook x2: Sandra] Ta chwila, gdy zdzierasz ubranie Silne ramiona, namiętność Twój zapach na mej mokrej skórze Jak tatuaż już na wieczność [Verse 3: Peja] Chcę wszystko albo nic Tak jak Sandra chcę tak żyć Wcielonym diabłem być, tak nim jestem Ja nie muszę być z kimś, kto ma milion euro w złocie Pokaż ruchy kocie, a ja ciebie wnet ozłocę Z wrażenia się spocę i te nieprzespane noce Zapewniam peep show i wszystko co jest oczywiste Jesteś zjawiskowa, ten numer jest na liście Jest mi zajebiście gdy tak na mnie patrzysz Milczę [Verse 4: Sandra] Od dawna patrzyłeś ja widziałam ten wzrok Będziemy zakazani, będziemy czynić zło Ja tylko kiwnę palcem W twoich myślach już na zawsze Cię do reszty będę kusić Już do końca tak być musi [Verse 5: Peja] To oczywiste, że chciałbym cie mieć teraz Oczami przebierasz, wiesz, że może być afera Nie zastanawiam się nawet przez chwilę Jestem już gotów, żeby chwycić cię za tyłek Zakazany owoc, który pragnę zerwać Wiem jak to smakuje, nie zamierzam tego przerwać Wiem, że tego chcesz dokładnie tak samo jak ja Pragniesz mnie tak, jak ja ciebie to fakt [Hook x2: Sandra]
Torty Wypiekane Sercem. 860 likes · 79 talking about this · 8 were here. Mam na imię Monika i zapraszam Cię gorąco do mojego świata. Jest to świat pełen słodyczy i piękna, pełen dobrych uczuć i
Szczerze mówiąc – ludzie przeszkadzają sobie nawzajem, irytują jeden drugiego, jest ich tak wielu – zbyt wielu! – włażą sobie na głowy. Nie mają dla siebie nie tylko wyrozumiałości i czasu; nie mają dla siebie nawzajem serca. Agresja wzajemna wypełnia życie codzienne, przelewa się z mediów, kipi w Internecie, zamyka się w obwodzie, z którego, jak się wydaje, nie ma wyjścia, bo ktoś, kto agresji zdecydowanie nie stosuje, tym łatwiej staje się celem ataku. Ale przecież istnieje plan drugi tych wydarzeń i tej rzeczywistości. Na drugim planie, cisi i niewidoczni dla publiczności i aktorów planu pierwszego, żyją ludzie obdarzeni inteligencją serca. I ta specjalna inteligencja właśnie sprawia, że świat nasz, mimo wszystko, ciągle jeszcze nie zamienił się w piekło. Są wszędzie, w każdym miejscu i w każdym środowisku. Poznać ich można nie tylko po braku agresji; to byłoby jeszcze mało. Poznać ich można po otwartości na drugiego człowieka, po czujnej, pełnej dobroci uwadze, po szczególnym uśmiechu. Miałam zaszczyt poznać wielu takich ludzi; wśród nich byli nauczyciele i dzieci z Lasek pod Warszawą, z Zakładu dla Niewidomych. Bywałam tam kilkakrotnie, ponieważ mam tam braille’owskich czytelników. A kiedyś cała ich grupa przyjechała do mnie, do Poznania, z rewizytą. Tak poznałam Hanię Pasterny, kilkunastoletnią wtedy, niewidomą uczennicę, której osobowość zrobiła na mnie takie wrażenie, że kiedy odezwała się teraz, po wielu latach, już jako dorosła pani – natychmiast przypomniałam sobie jej twarz i uśmiech. Pani Hanna skończyła romanistykę na UJ, jest też logopedą i pracuje w Centrum Rozwoju Inicjatyw Społecznych. Napisała już jedną książkę: Jak z białą laską zdobywałam Belgię. Teraz postanowiła mi się przypomnieć, bo właśnie pisze książkę drugą Tandem w szkocką kratkę (jest już na ukończeniu). Przeczytałam elektroniczną wersję tej książki w jedno popołudnie i, skończywszy, stwierdziłam, że się uśmiecham i że zarazem mam mokre oczy. Książka opowiada o spotkaniu, które przejmuje czytelnika do głębi, raduje i wzrusza. Napisana jest w sposób prosty, przejrzysty, z typowym dla Hani, delikatnym i miłym poczuciem humoru, z radością i optymizmem, które nie wykluczają trzeźwego osądu i rozwagi. Co ciekawe, opowieść Hanny Pasterny dotyczy autentycznego człowieka, z nazwiskiem, imieniem i miejscem pracy, łatwego do zidentyfikowania; w żadnym jednak punkcie, mimo absolutnej szczerości i całkowitej otwartości autorki, nieuznającej czegoś takiego jak hipokryzja czy fałszywa grzeczność, książka ta nie uraża uczuć opisywanej osoby. A przecież postać dziwacznej, ekscentrycznej nawet, genialnej profesor Marion Hersch, wierzącej Żydówki ze Szkocji, cierpiącej na odmianę autyzmu zwaną zespołem Aspergera, nie należy do ślicznych czy miłych. Marion, nosząca dwie pary okularów – optyczne i ciemne – naraz, jedne na drugich, Marion, osłaniająca uszy słuchawkami, mającymi ograniczyć dopływ dźwięków (jednym z objawów choroby Aspergera jest nadwrażliwość na światło i hałas), Marion – weganka, ubrana w długą spódnicę, przemieszczająca się w niej bezbronnie na rowerze po zatłoczonych ulicach miast, Marion szczera i bezpośrednia jak dziecko, a zarazem stroniąca od dotyku, od jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, broniąca się przed kontaktem psychicznym, niekonwencjonalna, nieznośna i uparta – ta Marion byłaby łatwym obiektem dla karykaturzysty. Ale Hania Pasterny nie rysuje karykatur, nie bywa złośliwa. Hania rozumie. Kiedy wyznaczono ją na asystentkę pani profesor, myślała zrazu tylko o profesjonalnym aspekcie tej znajomości: Marion Hersch przyjechała do Polski po to, by dowiedzieć się jak najwięcej o sytuacji osób niewidomych, głuchych i głuchoniewidomych. Jest autorką wielu wynalazków, ułatwiających tym niepełnosprawnym życie i poruszanie się we współczesnym świecie. Badania jej mają na celu ustalenie praktycznych problemów, z jakimi w Polsce stykają się te osoby. Marion skończyła studia matematyczne, pracuje na uniwersytecie w Glasgow na Wydziale Elektroniki i Inżynierii Elektronicznej; zna 13 języków, a polskiego nauczyła się specjalnie na przyjazd, dla potrzeb swoich badań. Z wolna zaczęło docierać do Hani, że pani profesor Hersch jest jednak przede wszystkim – chronicznie cierpiącym człowiekiem. Dobrym człowiekiem. Styczność z życiem jako takim sprawia chorej nieustanny dyskomfort i ból; natura nie tylko jej nie przystosowała do tego życia, lecz przeciwnie, ustawiła przed nią szereg przeszkód. Przez czas jej długiego pobytu w Polsce niewidoma Hania asystentka pomagała nie tylko przy pracy badawczej; opiekowała się Marion, karmiła ją, dbała o jej zdrowie, organizowała jej rozkład zajęć, woziła ją po wypadku do szpitala i pilotowała po niezrozumiałym, obcym kraju. Nie było to łatwe zadanie, o czym autorka książki pisze bez osłonek; nieraz powtarza się zdanie „mam ochotę urwać Marion łeb!”. Ale Hania jest przecież z Lasek; wszyscy są tam specjalnej formacji, spokojni, dzielni i uśmiechnięci. Na korytarzach i alejkach dzieci słyszą, jak się pozdrawiają ich opiekunki, siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża: – „Przez Krzyż!” – „Do nieba!”. A motto dla swojej książki wybrała Hania też nieprzypadkowe; jest to myśl Michela Quoista: „Jeśli pragniesz żyć, nie zatrzymuj swego życia dla siebie; ono musi głaskać inne brzegi i nawadniać inne ziemie”. Jest w książce Hanny Pasterny scena, która wydaje mi się kluczowa i która jest zarazem najbardziej może poruszająca ze wszystkich: oto Marion – autystka, nieznosząca jakiegokolwiek dotyku, w ataku osamotnienia i bólu obejmuje nagle Hanię – niezgrabnie, szczypcowym, mocnym uchwytem, jakby łapała się tratwy ratunkowej. Dla niewidomej dziewczyny ten rodzaj uścisku jest jak zagrożenie: natychmiast powoduje w niej uczucie osaczenia, pragnienie ucieczki. Ale tu właśnie odzywa się inteligentne jej serce: wie, że wyrwać się, odtrącić Marion po prostu nie wolno. I tak trwają obie w niezgrabnym uścisku, aż wreszcie Hania gładzi Marion po głowie. A pani profesor prosi, żeby Hania nie przestawała. Myślę, że w takich właśnie chwilach Bóg się rodzi; za każdym razem na nowo. Małgorzata Musierowicz urodzona 9 stycznia 1945 r. w Poznaniu – z domu Barańczak, siostra Stanisława Barańczaka, absolwentka PWSSP w Poznaniu, najbardziej znana jako autorka serii Jeżycjada.... Są to kancelaryzmy, które niestety przenikają do polszczyzny ogólnej i ją psują…. – Coraz więcej ludzi mówi „na tą chwilę sprawa wygląda tak…”, „na ten moment nie mamy nic do powiedzenia”, „na chwilę obecną możemy zdradzić jedynie tyle, że…”, „na dzisiaj przestępcy nie przedstawiono zarzutów”. Ta chwila... Lyrics[Zwrotka 1: Peja]Ten erotyk będzie hulał we wszystkich polskich sypialniachZe mnie nie jest Barry White tylko z SLU Gang wariatLecz potrafię cie jak on rozgrzać, potem porzucićMiłość ala Marvin Gaye, ty nie możesz się dziś smucićTo jak złoty kop, co powala na kolanaGdy już dojdziesz, możesz wrócić, numer duć kochanaKilka chwil do rana wykorzystaj swoja szansęSłodkie tabu jak Sade, takie z podwójnym orgazmem[Zwrotka 2: Sandra]Milczę, chcę krzyczećSerce słyszę, oddech, krótka chwilaNie pozwól jej przemijać, weź mnie, co chceszSamotność mnie zabijaPrzy mnie będziesz prawdąOdsłoń swe obliczeNagie ciało mojeW lustrze twe odbicieGładzę twoja twarz czerwonym paznokciem[?] aż poczujesz ten dreszczSprawię, że za chwilę znówPomyślisz, by mnie mieć[Refren: Sandra]Ta chwila, gdy zdzierasz ubranieSilne ramiona, namiętnośćTwój zapach na mej mokrej skórzeJak tatuaż już na wiecznośćTa chwila, gdy zdzierasz ubranieSilne ramiona, namiętnośćTwój zapach na mej mokrej skórzeJak tatuaż już na wieczność[Zwrotka 3: Peja]Chcę wszystko albo nic, tak jak Sandra chcę tak żyćWcielonym diabłem być, i tak nim jestemJa nie muszę być z kimś, kto ma milion euro w złociePokaż ruchy kocie, a ja ciebie wnet ozłocęZ wrażenia się spocę, i te nieprzespane noceZapewniam peep show i wszystko, co jest oczywisteJesteś zjawiskowa, ten numer jest na liścieJest mi zajebiście, gdy tak na mnie patrzysz, milczę[Zwrotka 4: Sandra]Od dawna patrzyłeś, ja widziałam ten wzrokBędziemy zakazani, będziemy czynić złoJa tylko kiwnę palcemW twoich myślach już na zawszeCię do reszty będę kusićJuż do końca tak być musi[Zwrotka 5: Peja]To oczywiste, że chciałbym mieć cię mieć terazOczami przebierasz, wiesz, że może być aferaNie zastanawiam się nawet przez chwilęJestem już gotów, żeby chwycić cię za tyłekZakazany owoc, który pragnę zerwaćWiem, jak to smakuje, nie zamierzam tego przerwaćWiem, że tego chcesz dokładnie tak samo jak jaPragniesz mnie tak jak ja ciebie, to fakt[Refren: Sandra]Ta chwila, gdy zdzierasz ubranieSilne ramiona, namiętnośćTwój zapach na mej mokrej skórzeJak tatuaż już na wiecznośćTa chwila, gdy zdzierasz ubranieSilne ramiona, namiętnośćTwój zapach na mej mokrej skórzeJak tatuaż już na wieczność Inicjatywa społeczna, zrzeszająca osoby po transplantacji, aktorów, muzyków i sponsorów, z roku na rok przybiera na sile aby promować donacje narządów. Bieg, a raczej symboliczny kilometrowy marsz z kijkami Nordic Walking uświadamia wszystkim, jak takie osoby jak my potrafimy cieszyć się nowym, lepszym życiem. Samotność, której sami szukamy Osamotnienie w życiu to stan, którego się obawiamy i zrobimy wiele, żeby nie być osamotnionym. Ale często stan ten mylimy z samotnością, której tak naprawdę potrzebuje każdy z nas i której sami szukamy. Samotność to stan wyciszenia i ucieczki od innych, kiedy czujemy, że chwila samotności po prostu dobrze nam zrobi. Można by stan taki podciągnąć pod stan relaksu, ale ja uważam, że chwila relaksu i chwila samotności, to dwie różne chwile. Jednak obie bardzo nam czasem potrzebne. Nasze życie jest pełne zgiełku i różnych bodźców, które potrafią zmęczyć i przytłoczyć. W dodatku na topie jest życie w biegu i aktywne działanie. Uważamy, że każda wolna chwila nie powinna być zmarnowana. Szkoda nam czasu na zatrzymanie się nawet na chwilę. Jak mamy chociaż 5 minut to przeglądamy Facebooka, sprawdzamy maile, piszemy sms-a, albo spotykamy się z kimś. Byleby coś się działo… Ale czy zawsze trzeba żyć w takim zgiełku? Gdzie w tym wszystkim czas dla siebie? To właśnie chwila samotności i przebywanie w swoim towarzystwie pozwala nam, na poznanie własnych myśli i potrzeb. A może uciekamy do ludzi, bo nie lubimy siebie? Ale jak mamy poznać siebie, skoro nie pozwalamy sobie na przebywanie tylko ze sobą? Czy znamy siebie tak naprawdę? A może znamy tylko tą wersję siebie, która jest na pokaz dla innych, żeby to im się przypodobać? Chwila samotności pomoże nam zastanowić się, czy naprawdę jesteśmy tacy, jacy chcemy być. Po co nam chwila samotności? Może być też tak, że unikamy samotności, bo się jej boimy. Myślimy, że sami nie dalibyśmy rady. A przecież chodzi tylko o krótką ucieczkę w głąb siebie i poznanie bliżej, może właśnie własnych lęków. Może chwila samotności i spokoju, pozwoli nam dostrzec, że nasze obawy, które blokują nas przed wykonywaniem pewnych działań, nie są wcale takie straszne. Tylko to my uciekaliśmy od nich do innych ludzi, żeby o nich nie myśleć, żeby w razie czego inni byli blisko. A jeśli musimy podjąć jakąś ważną decyzję, to chwila samotności nie będzie dla nas najlepsza? Owszem możemy i powinniśmy słuchać rad i opinii innych, ale te czasem potrafią nieźle namieszać nam, w naszych postanowieniach. Czasem wbrew sobie robimy to, co doradzali nam inni, chociaż wewnętrznie czujemy rozczarowanie, bo przecież chcieliśmy inaczej. A może gdybyśmy w spokoju i samotności przeanalizowali, co dla nas dobre, nasza decyzja byłaby inna? Przecież chodzi o to, żeby spełnić oczekiwania swoje, a nie oczekiwania innych. A chociaż chwilowa niezależność od innych ludzi, nie jest zachętą do odrobiny samotności? Nie musimy na nikogo czekać lub spieszyć się, bo ktoś czeka. Możemy robić to co chcemy lub iść tam, gdzie chcemy, bez żadnych kompromisów. Możemy przekonać się, że jesteśmy samowystarczalni i na tyle odpowiedzialni, by decydować o niektórych wyborach. Taka świadomość potrafi mocno podbudować poczucie własnej wartości i uwierzyć w swoje możliwości. Sprawia, że bardziej sobie ufamy. Kiedy tylko mogę pobyć sama, moja nawet krótka, ulubiona chwila samotności, to czas na ciszę i spokój. Lubię wtedy zamknąć oczy lub patrzeć w jeden punkt. Pomaga mi to całkowicie się skupić. Potem wyobrażam sobie wielką, nieskazitelnie czarną plamę, nazywam ją magnesem. To jest moje myślenie o niczym. Do plamy z każdej strony, próbują przyczepić się jasno świecące problemy i różne bodźce. Niektórym się prawie udaje, ale walczę, żeby mój magnes je odpychał. Jeśli udaje mi się przez chwilę, nie myśleć o niczym, zaczynam zauważać siebie. Takie ćwiczenie mnie oczyszcza i wycisza. Mogę wtedy skupić się na swoich myślach. Lubię powoli i w spokoju przeanalizować, czy zrobiłam wszystko, co miałam zrobić… Czy o czymś nie zapomniałam… To z kolei pozwala mi na dalsze przemyślenia, bo wiedząc, że nie czeka na mnie nic pilnego, mogę dalej celebrować moją chwilę samotności. Przechodzę wtedy do planowania rzeczy, które powinnam zrobić. Często wsłuchując się w siebie stwierdzam, że tak naprawdę nie chcę tego robić, ale powinnam, bo się tego ode mnie oczekuje. Np. powinnam pomalować paznokcie, bo wszystkie kobiety malują, ale ja nie chcę, nie czuję takiej potrzeby. Ja ten czas wolę przeznaczyć na coś, co mnie naprawdę uszczęśliwi. Normalnie pewnie po prostu pomalowałabym te paznokcie i już. Ale pytając się czego ja chcę stwierdzam, że mi to nie jest potrzebne. Kiedy uświadomię sobie jakąś taką rzecz, czuję się wolna i szczęśliwa. Wiem, że nikt mnie do niczego nie może przymuszać. Czasem dziwię się, że nie wpadłam na to wcześniej, tylko nie wsłuchując się w siebie, ślepo wykonywałam to, czego oczekuje ode mnie “reszta stada”. Szczera rozmowa z samym sobą Lubię chwile samotności, bo lubię siebie i lubię swoje towarzystwo. Ale nie jest też tak, że uważam się za ideał. Chwila samotności pozwala mi poznać się lepiej. Pochwalić za coś, co mi samej imponuje, a czego inni nie dostrzegają lub nie jest dla nich na tyle ważne, żeby o tym wspominać. Czasem zrobię coś, z czego jestem totalnie dumna, ale dla innych to zwykła błahostka. Przecież nie będę się narzucać i krzyczeć całemu Światu “Widzieliście łał!” Wolę uśmiechając się do siebie w myślach lub przed lustrem, samą siebie pochwalić. Takie chwalenie siebie poprawia mi nastrój i motywuje. Lubię, gdy ktoś mówi do mnie “Aniu” i gdy się chwalę, to takiego zdrobnienia używam. Chwila samotności, to również czas na “opierniczanie samej siebie”. To czas, w którym bywam na siebie zła, bo nadal nie robię tego, czego sama od siebie oczekuję i co dla mnie byłoby dobre. Nie robię też tego, czego oczekują ode mnie inni i chociaż nie zawsze powinnam się tym przejmować, to jednak są rzeczy, które robić po prostu wypada, chociażby z szacunku do innych ludzi. Nie lubię, gdy ktoś zwraca się do mnie “Anka” i nigdy tego nie lubiłam. Ale kiedy jestem ze sobą sama i chcę na siebie nakrzyczeć, to tak właśnie się do siebie zwracam. To taka kara podkreślająca powagę sytuacji i dająca kopa. Nie ważne jak do siebie mówię, ważne, że ze sobą rozmawiam i słucham moich wewnętrznych pragnień. I nie chodzi tu wcale o gadanie na glos, co zresztą w chwilach samotności też bardzo lubię. Chwila samotności daje mi to, że mogę robić coś czego nie wypada robić przy innych. Mogę gadać na głos, mogę tańczyć, a nawet śpiewać wygłupiając się i fałszując. Mogę parodiować innych, chodzić niekompletnie ubrana i umalowana. Mogę zdjąć maskę powagi i przyzwoitości… mogę, bo jestem sama. Chwila samotności w chwili relaksu Czasem moja chwila samotności może być połączona z relaksem. Kiedy np. biorę długą relaksującą kąpiel, to przecież jestem sama. Muszę przyznać, że kiedyś w wannie kąpałam się częściej, teraz trochę szkoda mi czasu, wolę szybki prysznic. Dlatego, żeby nie marnować czasu w wannie, brałam ze sobą książkę. Ale wycieranie ręki przed każdym przewróceniem kolejnej kartki, było dość frustrujące. Jestem też przeciwna braniu do wanny lub w jej pobliże sprzętów elektronicznych. Uznałam więc, że będę brała długą relaksującą kąpiel tylko, wtedy kiedy będę chciała uciec od innych. Gaszę wtedy światło i zapalam świece. Pozwalam odpocząć oczom i ciału. Taka chwila samotności pozwala mi cieszyć się własnym towarzystwem. Ale, żeby nie było tak słodko, nie zawsze potrafię się całkowicie wyciszyć. Chociaż mam dwie łazienki, zawsze obawiam się, że właśnie z tej będzie chciał ktoś skorzystać. No cóż życie. Bardziej cieszy mnie inna chwila samotności, która też jest formą relaksu, a mianowicie spacer po lesie. Na szczęście mieszkam blisko lasu. Niestety zaczęłam doceniać to dopiero, jak w naszym domu pojawił się pies. Wcześniej samotne spacery do lasu, uważałam za bez sensu i bez celu. Nie ukrywam też, że trochę się bałam. Całe szczęście czasy się zmieniły i ludzie często wykorzystują las do spacerów, przejażdżek rowerem, czy biegania. Martwi mnie tylko fakt, że mój beagle ma już 14 lat i długie spacery po prostu odpadają. Czasem męczy go już samo dojście do lasu i powrót, a o spacerach po lesie nie ma mowy. Ale kiedy uda mi się pospacerować po lesie, lubię być tam sama albo tylko z psem. Nie słucham muzyki na komórce, po prostu idę i myślę. Czasem lubię usiąść i wsłuchać się w las i w siebie. Czuję wtedy taki spokój i beztroskę. Jestem zaskoczona tym co zauważam i słyszę skupiając się na takiej chwili samotności, a co bym przegapiła gadając w tym czasie z inną osobą. Chwila samotności przy codziennych czynnościach Moja chwila samotności, to nie zawsze relaks. Lubię sprzątać, gdy jestem sama. I nie chodzi nawet o to, że nie muszę prosić kogoś, żeby podniósł nogi na fotel, bo chcę umyć podłogę. Po prostu sprzątając, wykonuję wszystko rutynowo i mogę bardziej skupić się na myśleniu o innych rzeczach. Wtedy bardzo często ze sobą rozmawiam. Lubię też wyobrażać sobie, że coś komuś opowiadam. Nie jest to ktoś określony, może dlatego chciałam prowadzić blog, żeby móc opowiadać pisaniem. Ostatnio polubiłam gotowanie, ale wolę gotować właśnie w samotności. Są wprawdzie dni, że cieszę się ze wspólnego gotowania czy pieczenia z córkami. Zawsze wtedy świetnie się bawimy i śmiejemy, bo z reguły ugotujemy lub upieczemy coś innego, niż planowałyśmy. Ale tak na co dzień, gdy coś gotuję, zwłaszcza gdy chcę poeksperymentować, nie chcę żeby ktoś zaglądał mi w garnki. “A co to będzie? A czemu tak robisz? Zmniejsz ten ogień. Przykryj pokrywką. A nie lepiej pokroić drobniej?” A poszli mi stąd! Wolę, żeby widzieli efekt końcowy, żeby posiłek był pewnego rodzaju zaskoczeniem. Dlatego cieszę się, że mam oddzielną kuchnię i chyba nigdy nie zrozumiem fenomenu kuchni otwartych na salon. Nie chodzi mi nawet o kuchenne zapachy i zaglądanie do garnków, a raczej o odgłosy. Przecież kuchnia hałasuje, leci woda, szumi czajnik, czy okap, warczy robot kuchenny, czy skwierczy mięso na patelni. Jak w tym wszystkim rozmawiać z domownikami, czy oglądać telewizję? Spełniona doceniam to co mam Czasem wykorzystując fakt, że jestem sama, chcę w spokoju obejrzeć ulubiony program w telewizji, czy poczytać książkę. Ale czy czytając książkę lub oglądając film, nadal jestem sama, czy może z ludźmi, których losy śledzę? Nie mówię, że taka chwila samotności nie jest mi potrzebna, bo żeby skupić się na czytaniu, czy oglądaniu, też warto być samym. Nie muszę wtedy czuć zirytowania innych, “Matko, co ona ogląda”. W mojej chwili samotności oglądam to, na co mam ochotę. Wybierając książkę, która skłania do refleksji, otwierając oczy na niezauważalne dotąd tematy, też potrzebuję spokoju i trochę prywatności.. Chwila samotności może być też przeznaczona na rozrywki lub dokształcanie. Kiedyś w takich chwilach bardzo lubiłam rozwiązywać krzyżówki czy sudoku. I chciałam wtedy być sama, żeby nikt nie próbował mi pomagać, nie chciałam czuć się głupia, bo to przecież takie łatwe. Ja chcę dojść do wszystkiego sama i w własnym tempie. Od kiedy prowadzę blog, nie rozwiązałam żadnej takiej łamigłówki, trochę szkoda mi na to czasu. Częściej też potrzebuję chwili samotności. Szukam wtedy pomysłów na kolejne wpisy, analizuję informacje, czy układam zdania. Po prostu częściej muszę się nad czymś zastanowić i skupić. Dlatego bardziej doceniam spokój i samotność. Kiedy taka chwila samotności jest owocna, bo coś zrealizowałam lub znalazłam w sobie, jestem zrelaksowana i spełniona. Chwila samotności sprawia też, że zaczynam tęsknić za ludźmi, którzy na co dzień mnie otaczają. Zaczynam doceniać, że są i że budują mój świat. Jestem im wdzięczna za to, że dzięki nim moja chwila samotności, może być tylko chwilą. Stęskniona bardziej się na nich otwieram, by poczuli, że jestem i że dzięki temu, oni też nie muszą czuć się osamotnieni. Bardzo chętnie się do nich przytulam. AnaMoże zechcesz komuś polecić... XTby0dI.
  • nkd6crzk4n.pages.dev/244
  • nkd6crzk4n.pages.dev/19
  • nkd6crzk4n.pages.dev/173
  • nkd6crzk4n.pages.dev/125
  • nkd6crzk4n.pages.dev/87
  • nkd6crzk4n.pages.dev/121
  • nkd6crzk4n.pages.dev/147
  • nkd6crzk4n.pages.dev/97
  • nkd6crzk4n.pages.dev/88
  • taka chwila jak ta